Wiesław Hołdys SPOWIEDŹ EDUKATORA - AMATORA ALBO BELFRA - UZURPATORA Nie jestem nauczycielem. Jestem reżyserem teatralnym, i moja praca – podobnie jak praca wielu moich kolegów reżyserów – powinna polegać na jeżdżeniu od jednego teatru do drugiego i reżyserowaniu sztuk napisanych przez kogoś innego. Uważam jednak, że teatr jako organizacja powinien być strukturą dynamiczną, którego działalność nie powinna się ograniczać do wystawiania sztuk i dlatego z wielkim zaciekawieniem przyjąłem propozycję Magic-Net, abym w Krakowie prowadził działalność edukacyjną w oparciu o studio teatralne, które musiałem specjalnie w tym celu powołać. Zdecydowałem się na założenie studia teatralnego i podjęcia pracy edukacyjnej z dwóch podstawowych przyczyn. Po pierwsze – było to dla mnie coś zupełnie nowego, a podejmowanie nowych wyzwań jest czymś zupełnie elementarnym w pracy artysty, jako że nie ma większego wroga w tej profesji niż rutyna. Po drugie – w edukacji teatralnej widzę szansę na zwiększenie przestrzeni społecznej dla istnienia teatru. Jestem najgłębiej przekonany, że takich przestrzeni teatr – jako organizacja - musi poszukiwać, gdyż musi motywować swoje istnienie w społeczności. Mówiąc innymi słowami – twórcy teatralni, jako beneficjenci pochodzących z publicznych środków dotacji muszą na różne sposoby udowadniać, że są potrzebni. ZAŁOŻENIE STUDIA Najpierw wybrałem partnerską szkołę – był to Ośrodek dla Młodzieży Niewidomej i Słabowidzącej w Krakowie. Decydując się na współpracę z młodzieżą niepełnosprawną celowo podwyższyłem sobie pułap wymagań. Cel pierwszych działań był bardzo jasny: realizacja spektaklu z zakresu polskiej klasyki, który pokazany zostanie na międzynarodowym festiwalu we Frankfurcie nad Odrą wraz z realizacjami innych teatrów z Europy. Założyłem sobie jednocześnie, iż zaproponuję kilka tekstów z zakresu szeroko pojmowanego romantyzmu, ale wybór, tego który zrealizujemy będzie należał do młodzieży. Po ogłoszeniu w szkole, na pierwszym spotkaniu pojawiła się grupa około 30 osób w wieku 17-18 lat, potem w naturalny sposób grupa ta zredukowała się do połowy. Na tym etapie najciekawsze były dyskusje dotyczące tekstów literackich. Zaproponowałem trzy: “Wesele” Stanisława Wyspiańskiego, “Kordian” Juliusza Słowackiego oraz “Dziady cz. II” Adami Mickiewicza. Młodzież odrzuciła “Kordiana” – ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że podstawowa dla romantyzmu tematyka inicjacji młodego człowieka nie za bardzo ich interesuje. Wyboru pomiędzy zanurzonym w polskiej symbolice “Weselem”, a uniwersalnymi w swojej rytualności “Dziadami” dokonaliśmy w drodze głosowania – “Dziady” zwyciężyły jednym głosem! REALIZACJA SPEKTAKLU
Proces prób do spektaklu trwał około półtora miesiąca (2-3 sesji tygodniowo po 2-3 godziny każda). Oprócz grupy młodzieży brali w nim udział zawodowi pedagodzy z Ośrodka – Zofia Szczepaniak, która zajmowała się stroną plastyczna przedsięwzięcia i Barbara Lenczewska, która zajmowała się logistyką. Ze strony Mumerusa w próbach brał udział asystent reżysera, Kinga Piechnik. Praca nad “Dziadami” zasadniczo przypominała próby w teatrze profesjonalnym – to znaczy poszukiwanie, szkicowanie, tworzenie i w końcu – powtarzanie sytuacji scenicznych. Muzyka (wykonywana na żywo przez jednego z uczestników) powstała w drodze improwizacji. Przyznać muszę, iż poruszyło mnie to, iż młodzi ludzie bez żadnych oporów stwarzali obrzęd w sposób szczery i bezpośredni: klękali, modlili się słowami Mickiewicza, śpiewali pieśni – po to, aby duchy (grane przecież przez nich samych) wywołać. Ta wiara w możliwość wywołania duchów na scenie bardzo mnie poruszyła. Prawdę mówiąc – w zawodowym teatrze takie podejście byłoby niemożliwe, jako że pytanie “Co mam grać?” zadawane przez pseudoprofesjonalnych aktorów niszczy jakąkolwiek metafizykę (a bez wiary w nią obrzędu “Dziadów” po prostu zagrać nie można). Premiera odbyła się we Frankfurcie, od razu w ramach międzynarodowego festiwalu i przed wielojęzyczną (w większości nie rozumiejącą języka polskiego) widownią. Efekt był piorunujący – zrozumieli nas i tak jak my, twórcy przedstawienia, uwierzyli w pojawiające się na scenie duchy przodków. Okazało się też, że polska literatura jest niezwykle uniwersalna. Spektakl ten zagraliśmy jeszcze kilkakrotnie w Krakowie i raz za granicą – w Waldkirch w Niemczech.
Przy okazji młodzież wzięła udział w realizacji spektaklu plenerowego (wraz z młodzieżą z innych krajów) pod hasłem "Love in Europe". Korowód postaci symbolizujących miłość i nienawiść ciągnący się od mostu granicznego na Odrze, aż po leżące gdzieś na peryferiach Frankfuru stare zabudowania postindustrialne - to było też coś ważnego.
POSZERZENIE ZAKRESU DZIAŁALNOŚCI STUDIA Po realizacji “Dziadów” postanowiłem rozszerzyć spektrum działania w ramach pracy z młodzieżą. Zaintrygował mnie pomysł (który także zrodził się w Magic-Net) stworzenia spektaklu w cyklu fotografii czyli “Romeo i Julia w 30 obrazach”. Postanowiliśmy taki fotograficzny spektakl zrealizować. Najbardziej fascynujące w tej pracy były wspólne wędrówki po Krakowie w poszukiwaniu scenerii dla dziejów Romea i Julii. Znaleźliśmy je pod mostem, w nowoczesnym parku, a także w ogrodzie domu należącego do jednej z nauczycielek, Barbary Lenczowskiej. A więc wędrowaliśmy, młodzież ubierała papierowe maski przygotowane przez Zofię Szczepaniak, a ja fotografowałem. Najbardziej fascynujące w tej przygodzie było to, że uczyliśmy się patrzenia na otoczenie i – starając się opowiedzieć historię Romea i Julii - znajdowaliśmy w nim elementy piękna, na które nie zwracamy uwagi na co dzień.
Jednocześnie starałem się przygotować młodzież do wyjazdu do Palmeli w Porugalii czyli do wspólnej pracy z kilkunastoma innymi grupami młodzieży z całej Europy, w wyniku której miał powstać (i powstał!) plenerowy spektakl teatru ulicznego pod kierunkiem Emergency Exit Art z Londynu. Grupa zetknęła się z tego typu pracą po raz pierwszy we Frankfurcie (gdzie również brali udział w plenerowym spektaklu) i wydało mi się ważne, aby młodzież była w jakiś sposób przygotowana. Ponieważ tematem planowanego spektaklu w Palmeli były “Cztery żywioly” zrealizowaliśmy bardzo prosty warsztat plastyczny – młodzież (a także edukatorzy i aktorzy z Mumerusa) siadali przed rozpostartym płachtami papieru pakowego i rysowali to, co im się z tematyką “4 żywiołów” kojarzyło. Sens tych działań był podstawowy – odblokowanie wyobraźni i uruchomienie podświadomości. Następnie przygotowaliśmy papierowe kostiumy i rekwizyty na użytek parady w Palmeli. Przyznać muszę, iż owe kilkudziesięcioosobowe, międzynarodowe spektakle jakie powstały zarówno we Frankfurcie, jak i Palmeli były po prostu imponujące. I cieszę się, że udało mi się przygotować młodzież zarówno do współpracy z Emergency Exit of Art jak i do współpracy z rówieśnikami z całej Europy.
REALIZACJA WSPÓLNEGO SPEKTAKLU Dalszym etapem naszych poszukiwań w ramach studia był powrót do realizacji spektaklu teatralnego. Ale tym razem również chciałem poszerzyć spektrum działania – w związku z czym zdecydowałem, że po pierwsze będzie to spektakl plenerowy, i – po drugie – że będzie to wspólna realizacja z grupą, którą zaproszę do kooperacji. Robiłem to także z przyczyn edukacyjnych – jako, że teatr to znakomite narzędzie poznawcze. Dlatego zaprosiłem do Krakowa grupę młodzieży z Hiszpanii, związaną z Teatro Guirigai. Grupy te zaprzyjaźniły się już wcześniej podczas wspólnej pracy nad spektaklem teatru ulicznego we Frankfurcie nad Odrą. Innym powodem, dla którego zaprosiłem tę właśnie grupę było to, iż z kolei nasze teatry, to znaczy Guirigai i Mumerus rozpoczynały teatralną koprodukcje na temat “Bohater narodowy”. W tym wypadku istotne dla mnie było, aby dwa nurty działalności Mumerusa – to znaczy profesjonalny i edukacyjny spotkały się ze sobą. Dlatego zaproponowałem realizację ulicznego spektaklu, którego zwieńczeniem byłaby kreacja pomnika bohatera ( a właściwie bohaterów). Kreacja ta dokonać się miała w miejscu, gdzie stoi pomnik narodowego Adama Mickiewicza, tego który napisał “Dziady”, a także tego którego Polacy nazwali wieszczem. Wieszcz stoi sobie na kilkumetrowym cokole na Rynku Głównym w Krakowie, a wokół niego toczy się życie.... Chcieliśmy na cokole pomnika, obok Adama Mickiewicza ustawić postaci z naszej wyobraźni, a spektakl nazwaliśmy po prostu “Pomnik bohatera”. Najpierw każdy z uczestników (do współpracy zaprosiłem również kilkuosobową grupę młodzieży z Lubaczowa, miasta położonego blisko polsko- ukraińskiej granicy) wybrał sobie owego bohatera, którego miał na krakowskiej ulicy przedstawić. Rozrzut propozycji wśród młodzieży był ogromny: od Bolka i Lolka, poprzez polską Złotówkę aż po Kopernika. Hiszpanie zaproponowali natomiast cztery postaci z “Don Kichota”: tytułowego bohatera, Sancho Panchę, Dulcynneę i Wiatrak. Każdy z uczestników miał również wymyślić sobie strój owego bohatera, jak również znaleźć motyw muzyczny. Potem nastąpił tygodniowy okres prób prowadzonych przez Magdę Arenal z Guirigai i mnie, w których wzięli udział także aktorzy z Guirigai i Mumerusa oraz nasi zawodowi nauczyciele, to znaczy Zofia Szczepaniak i Barbara Lenczowska.
I okazało się, że wspólne stwarzanie całej materii teatru złożonej z tańca, muzyki, ruchu, papierowych i plastikowych kostiumów i rekwizytów jest zajęciem niezwykle frapującym, któremu można poświęcać całe dnie. Niemniej frapującym zajęciem okazało się zetknięcie z realnością ulicy Floriańskiej w Krakowie, gdzie ów spektakl pochodem poszukiwaczy rozpoczęliśmy. Natomiast gdy aktorzy wdrapali się na pomnik, otworzyło się niebo i letnia burza zmiotła wszystkich widzów pod bezpieczne od deszczu arkady. Natomiast młodzi wykonawcy grali dalej, tańcząc wokół pomnika, nie zważając na gwałtowną ulewę niszczącą także papierowo – plastikowe kostiumy i rekwizyty. A widzowie schowani pod arkadami bili brawo i wołali o jeszcze.... Dla był to jeden takich momentów, kiedy twórca osiąga absolutną satysfakcję ze swojej pracy. NOWA HUTA Po blisko trzyletnim okresie pracy zdecydowałem się nie kontynuować dalszej pracy z tą grupą młodzieży. Powód jest prosty – większość z jej członków akurat zdaje maturę i powinna pójść dalej w życie wybraną przez siebie drogą. Chciałbym, aby po zakończeniu współpracy z Mumerusem, sami sobie odpowiedzieli na pytanie, co im to dało... Niżej podpisanemu – jak wynika z powyższego tekstu – współpraca ta dała bardzo wiele. Rozpocząłem pracę wśród blokowisk postkomunistycznej Nowej Huty i we współpracy z XXI LO o profilu artystycznym założyłem nowe studio. XXI LO funkcjonuje w symbiozie z Młodzieżowym Domem Kultury im. A. Bursy, które użyczało nam swoich sal do prób i gdzie zorganizowaliśmy jeden z polskich pokazów spektaklu "Iwona - tragiczna komedia według Witolda Gombrowicza". Od razu muszę napisać, że tej współpracy by nie było gdyby nie zaangażowanie tak wyjątkowej osoby, jak dyrektor XXI LO, Mieczysława Zembroń, praca edukatorek - Ewy Ryks i Anety Wojtaszek, a także pomoc, jakiego udzieliła nam dyrektor MDK, Dorota Rudy - Rudkowska. W marcu 2004 otrzymałem z Centrum Kultury PUMPE z Berlina propozycję wspólnego zrobienia “Iwony, Księżniczki Burgunda” Witolda Gombrowicza." Polska świętość narodowa czyli "Iwona..." w Roku Gombrowicza grana po połowie przez Polaków i Niemców i po połowie po polsku i niemiecku - zabrzmiało to zachęcająco... W maju rozpocząłem warsztaty, w październiku pojechaliśmy do Berlina, gdzie odbyła się premiera, potem zaprosiłem niemieckich partnerów do Krakowa. "Iwona - tragiczna komedia według Witolda Gombrowicza" stała się faktem. Doświadczenie było fascynujące, gdyż znów trzeba było przekroczyć pewne granice - tym razem głównie językowe. Co chyba się udało: kto nie słyszał młodych niemieckich autorów mówiących (i grających) w Krakowie tekst Gombrowicza po polsku - niech żałuje, bo nie przeżył absolutnie gombrowiczowskiej sytuacji... A i polscy młodzi wykonawcy grający tekst Gombrowicza w Berlinie po niemiecku dostarczyli niemieckiej widowni wiele uciechy: wiem, bo sam byłem świadkiem...
|
© mumerus 2006