W LUSTRZE STEREOTYPÓW
"W lustrze stereotypów" to projekt Teatru Mumerus realizowany we współpracy z Vyšší odborná škola herecká z Pragi, Divadlo Kontra z Nowej Wsi Spiskiej oraz Trojan Marta i Gabriella Hadzikostowa z Węgier) przy wsparciu Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego. Projekt poświęcony jest stereotypom we wzajemnym postrzeganiu się narodów: polskiego, czeskiego, słowackiego i węgierskiego. Jego finał odbędzie się w Krakowie w styczniu 2014.
Więcej >
STOWARZYSZENIE TEATR MUMERUS
we współpracy z: Vyšší odborná škola herecká (Praga), Divadlo KONTRA (Nowa Wieś Spiska) oraz Trojan Marta i Hadzikostowa Gabriella (Budapeszt)
Program
13.01. 2014, godz. 18:00:
Panel dyskusyjny na temat stereotypów we wzajemnym postrzeganiu się narodów
15.01. 2014: godz. 18:00:
"Lustro stereotypów" happening/performans w wykonaniu wszystkich uczestników projektu
Miejsce: Teatr Zależny Politechniki Krakowskiej, Kraków, ul. Kanonicza 1
Wstęp wolny
Projekt współfinansowany ze środków Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego
W projekcie udział wzięli:
Czechy (Vyšší Odborná Škola Herecká ): Ivana Wojtylová – Mikulčíková (reżyser, edukator), Gabriela Horká, Kristina Mihalová, Anna Pastorková, Lexová Agáta, Lerbletierová Sylva, Radek Kottnauer (studenci);
Słowacja (Divadlo Kontra - Divadlo Na Peróne): Ariadna Vendelova, Lin van Dalen, Alena Balogová, (tancerze);
Węgry (Teatro Malko - Budapest): Gabriella Hadzikostova (reżyser, aktor) Marta (Tunde) Trojan (edukator, aktor);
Polska (Teatr Mumerus): Anna Lena Lenczewska, Jan Mancewicz, Robert Żurek, Karol Piotr Zapała, Przemysław Sejmicki, Glen Cullen (aktorzy), Agnieszka Dziedzic, (koordynator i PR), Katarzyna Fijał Katka Fika (plastyka), Joanna Galdecka, Karolina Kogut, Filip Kogut, Marcin Kapusta, Agata Pisiewicz, Ula Radwan , Yana Zrazhevskaya, Kinga Łaciak Kinia J. Lacialenko (Studio Mumerusa)
Plakat zaprojektował Jan Polewka
Logistyka: Maria Śmiłek
Sponsor: CHIMERA
Wideo: Bogusław Kornaś
Opieka techniczna i PR: Danuta Zajda
Katering: Restauracja KANON
Kierownik projektu: Wiesław Hołdys
Zdjęcia z projektu można znaleźć tu - kliknij
Wideo z projektu można znaleźć tu - kliknij
Fanpage projektu na Facebooku - kliknij tu
PRZYCHODZI STEREOTYP DO TEATRU
W podziemiach przy Kanoniczej 1 słychać mniej więcej takie stwierdzenia: „Polacy – złodzieje!”, „Ach te Żydki, przegną w końcu pałkę”, „Czesi to opijusy”. Czyżby galerię i przestrzeń teatralną, należącą obecnie do Politechniki Krakowskiej, opanowali jacyś niebezpieczni furiaci? Może nawet znają niechlubną przeszłość tych piwnic i wiedzą, że dawniej znajdowały się tu sale tortur? I, co gorsza, do dawnych praktyk zamierzają powrócić…
Tylko spokojnie. To uczestnicy polsko-czesko-słowacko-węgierskiego projektu W lustrze stereotypów licytują się na narodowe stereotypy. Padają mocniejsze określenia, ale nikt się nie obraża. Celem projektu jest zgromadzenie utartych przekonań dotyczących przedstawicieli różnych narodów i porównanie ich ze sobą. Niczym odbicie w zwierciadle. I aż chciałoby się napisać: w krzywym zwierciadle, ale po chwili zastanowienia retoryka ustępuje miejsca rozsądkowi. Jeśli coś tu zostało wykrzywione, to bynajmniej nie lustro! Bytami deformującymi rzeczywistość są właśnie te klisze. Często zawierają ziarno prawdy lub chociaż odwołują się do prawdziwego doświadczenia jednostki albo grupy. Ale właśnie – jednostki, grupy, zatem części, nie całości. Stereotyp bowiem zachłannie stara się zagarnąć monopol na totalną wizję świata lub – jak w przypadku naszego projektu – homogeniczną wizję danego narodu. Należy sobie zatem uzmysłowić, że nie jest wcale złem koniecznym, zdarzają się przecież stereotypy wartościujące pozytywnie (na przykład polska gościnność). Najważniejsze, by zawsze pamiętać o jego naturze – to nie prawda objawiona, ale utrwalony, powtarzany często i z reguły uogólniający sąd. Dlaczego więc nie pozwolić sobie na grę z uprzedzeniami? Dlaczego nie podkoloryzować? Wygłupić się, przesadzić, przegiąć – w tym szaleństwie jest metoda!
Moja relacja nie ma ambicji, by stać się merytorycznym podsumowaniem projektu dotowanego przez Międzynarodowy Fundusz Wyszehradzki. Wręcz przeciwnie – głos pochodzi z samego centrum zamieszania, celowo brak mu dystansu. Kto chętny na zakulisową wycieczkę lub po prostu łaknie powrotu do tego niezwykle inspirującego okresu między 12 a 15 stycznia 2014, niech nie przerywa czytania!
Jak zwykle przy podobnych przedsięwzięciach czasu jest za mało. Na wszystko. Na te kilka dni codzienności należy złożyć do depozytu: wziąć wolne w pracy lub opuścić kilkoro zajęć na uczelni. W pełnym składzie spotykamy się po raz pierwszy w niedzielę. Tak zwane badanie terenu trwa wyjątkowo krótko – być może to podobieństwo brzmienia naszych języków przyczynia się do szybszego zapoznania. Jednym z założeń warsztatów jest bowiem to, że staramy się mówić we własnych językach, angielski pojawia się tylko w kryzysowych sytuacjach. Czeski brzmi dla Polaków zabawnie, ale nie inaczej niż polski dla Czechów. Słowacki wydaje się jeszcze wierniejszą imitacją polskiego, za to węgierski to już zupełna magia. W związku z tym, że przygotowania zaczęły się dużo wcześniej, pora podzielić się pomysłami. To właśnie z tej burzy mózgów narodzi się ogólny szkic pokazu finalnego w wykonaniu wszystkich uczestników projektu. A także uzbiera się materiał do dyskusji panelowej, która odbędzie się dwa dni przed finalnym happeningiem.
Najpierw jednak wypada przedstawić uczestników. Gospodarzem i inicjatorem pomysłu jest krakowskie Stowarzyszenie Teatr Mumerus. Z Wiesławem Hołdysem jako spiritus movens na czele oraz zespołem artystyczno-organizacyjnym, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Uczestnicy z Polski to młodzież skupiona wokół Studium Teatralnego Mumerusa. Dla niektórych to już kolejny (i, jak sami deklarują, na pewno nie ostatni) mumerusowy projekt. Z Czech wraz z grupą studentów z Vyšší Odborná Škola Herecká (Praga) przyjechała energiczna i pełna pomysłów Ivana Wojtylová-Mikulčíková, reżyserka i edukatorka teatralna. Z Koszyc na Słowacji – mimo niespodziewanych opadów śniegu i fatalnych warunków na drodze – dotarły trzy niezależne i ambitne tancerki: Ariadna Vendelova, Linda van Dalen, Alena Balogová (Divadlo Kontra/ Divadlo Na Peróne). Natomiast stronę węgierską reprezentowały Gabriella Hadzikostova (reżyserka, aktorka) i Tünde Trojan (edukatorka, aktorka) z węgiersko-bułgarskiego Teatro Malko, o których więcej za chwilę. A teraz już pora na szybką powtórkę ze stereotypów, jądra naszego przedsięwzięcia.
Jacy są Polacy, wiemy aż za dobrze. Uderza natomiast to, ile mamy sprzecznych opinii na swój temat. Energiczni, zdolni, piękni, na wszystkim znamy się najlepiej, ale jednocześnie – mistrzowie narzekania. A przynajmniej lubimy sobie ponarzekać na to, że… za dużo narzekamy. Opuśćmy zatem własne poletko i przyjrzyjmy się lepiej pozostałym uczestnikom projektu.
Czesi kojarzą się nam, Polakom, głównie z piwem. Pepiki, knedliczki – to także popularne określenia sąsiadów z południa. Zazdrościmy im ciągle dystansu do siebie samych i osławionego, pełnego uroku poczucia humoru. Z drugiej strony rozbudowana do niebotycznych rozmiarów czeska administracja może wywołać u przeciętnego Polaka atak mdłości. Nasze urzędy przy czeskich to administracyjne pierwotniaki. Na kulturę picia w knajpach czeskich także patrzymy z mieszanymi uczuciami. Rozkoszujemy się smakiem wybornego piwa, ale jednocześnie ze (stereotypowym) temperamentem, chętką do pitki i bitki, sceptycznie obserwujemy picie jako zachowanie społeczne. Słowem – każdy Czech wie, że w knajpie trzeba umieć się zachować, za archetypowy przykład niech posłuży dzielny wojak Szwejk.
Z kolei odpowiedzią na nasze „Polak potrafi” jest przekonanie Węgrów, że to właśnie im należy się miano przodowników wynalazczości. Wynalazczości absolutnie wszystkiego. Długopis? Witamina C? Czardasz? Oczywiście, że węgierskie! Że hungarikum! Okazuje się także, że Węgrzy prześcigają Polaków nawet w naszej narodowej dyscyplinie, czyli narzekaniu. My narzekamy z miłości do narzekania, oni idą jeszcze dalej i stąd chyba wziął się pogląd o wszechogarniającej węgierskiej depresji. A wystarczy dodać do tego statystyki wskazujące na Węgry jako kraj znajdujący się w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o liczbę samobójstw i – voilà! – stereotyp gotowy. Jednak każdy, kto miał przyjemność pracować z Tünde i Gabi, za żadne skarby, a nawet w obliczu gróźb i prześladowań, nie uwierzy w ten domniemany węgierski smutek. Artystki z Teatro Malko entuzjazmem i niewyczerpanymi pokładami energii i kreatywności prześcigają młodszych uczestników projektu. Przeszkolą widzów z podstaw węgierskiego, poinstruują jak tańczyć czardasza, wyśpiewają operetkę i po tym wszystkim udadzą się jeszcze na późnowieczorny spacer po Krakowie. Zaczynam więc wątpić, czy zmęczenie to również wynalazek węgierski – ożywione, radosne twarze obu kobiet stanowczo temu przeczą.
Najtrudniej było nam poradzić sobie ze stereotypami słowackimi. Bo właściwie jacy oni są, ci nasi sąsiedzi po drugiej stronie Tatr? Dla przeciętnego Polaka, w zależności od sympatii lub antypatii do Czechów, Słowacy są odpowiednio ich gorszymi lub lepszymi wersjami. Postrzegamy ich także poprzez bardzo prozaiczne fakty, na przykład jako amatorów polskich cukierków – krówek. Co ciekawe, Słowaczki biorące udział w projekcie narzekały na jakość polskiej czekolady, ale miłość do krówek potwierdzały. Słowacy sami siebie uważają za bardzo otwarty naród, zupełną antytezę modelu nacjonalistycznego państwa.
Może w tym miejscu liczba oczu podążających za tekstem znacząco zmalała. I maleje, maleje. „Chyba oczywiste, że powinna skoncentrować się na opisie finalnego happeningu!” – słyszę już współczesną odmianę sportu narodowego: hejting, uaktualniona, internetowa forma narzekania. A ja tymczasem kluczę wąskimi uliczkami. Przyznaję się do tego grzechu i co więcej – wcale go nie żałuję. Założyliśmy przecież otwartą formę projektu, artystycznie i merytorycznie dopiętą, ale jeden guzik filuternie pozostał rozpięty. W związku z powyższym happening miał dla nas znaczenie porównywalne do samej pracy warsztatowej. Stąd brak kostiumów teatralnych sensu stricte i ograniczenie się jedynie do rekwizytów w postaci grzebieni – tyleż codziennych sprzętów, co abstrakcyjnych przedmiotów scenicznych. Słowem: podróż ważniejsza niż dotarcie. Dlatego też nie stawiam sobie za punkt honoru, by szczegółowo opisać sam finał. Dla nas, uczestników, to forma przedłużenia pracy i zabawy. Konfrontacja z widzami? Owszem, to bardzo ważny element, ale raz jeszcze podkreślę, że zgodnie z założeniami projektu chcieliśmy podroczyć się trochę z typową sytuacją, w której widz przychodzi do teatru.
Zatem wczesnym wieczorem 15 stycznia rzeczony odbiorca kultury odwiedza teatr. Witają go Węgierki, oczywiście we własnym języku. W końcu to oficjalny język Unii Europejskiej, wypada znać! Ale na szczęście Węgrzy to naród wyrozumiały – uczestniczki projektu rozdały widzom długopisy, niech chociaż notatki robią. Znacznie mniej wymagający dla polskiej publiki okazali się Czesi i Słowaczki – wystarczyło przyglądać się taneczno-ruchowym etiudom. Słowacka część dotyczyła turystów w Tatrach, czeska stanowiła pigułkę z historii ich państwa, obowiązkowo z hokejem i chmielem w tle. Później etiudy polskie i czeskie – obie w knajpie, by pokazać, jak się pije wedle wizji Henryka Sienkiewicza, a jak u Jaroslava Haška. Absolutną rewelacją, a także łykiem zdrowego dystansu, był show amerykańskiego Polaka z Chicago, Glena Cullena (mieszkającego w Krakowie aktora i reżysera od dawna współpracującego z Teatrem Mumerus). Slavic blues, czyli autorska interpretacja ogólnosłowiańskiego hymnu Hej Słowianie, dosłownie powaliła na kolana. Także ze śmiechu. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale kto to przeczyta? Tym, co nie widzieli – chusteczka (wynalazek węgierski) na otarcie łez.
A na koniec wracam do tytułu: przychodzi stereotyp do teatru i…? Parafrazując stary dowcip – a teatr też stereotypów pełen. Ale to już temat na inny projekt. I na inną relację.
Agnieszka Dziedzic
Internetowy magazyn teatralny TEATRALIA
Studnia Trzech Braci czyli Lech i Czech w lustrze.
Znacie legendę o trzech braciach: Lechu, Czechu i Rusie, którzy poszli w swoje strony: jeden na północ (Lech), drugi na południe (Czech), a trzeci na wschód (Rus)? Tam założyli swoje państwa, ale tak za sobą tęsknili, że postanowili się odszukać. Co w końcu się stało, a w miejscu gdzie się spotkali wytrysnęło cudowne źródło, a bracia tak się cieszyli, że na miejscu owego spotkania założyli miasto Cieszynem zwane. W połowie XIX wieku w tym miejscu postawiono żelazną studnię ku upamiętnieniu i ozdobiono ją trzema tablicami: po łacinie, po polsku i po niemiecku (tę niemiecką potem zamalowano) . Dziś to miasto leży w dwu państwach: Polsce i Czechach. Istnieje graniczące z pewnością prawdopodobieństwo, że bracia Lech i Czech byli bliźniakami, jako że bliźniacze są nasze narody. A co z Rusem? Też brat, ale poniosło go Karpatami na wschód, i stał się Łemkiem, Bojkiem, albo Hucułem. Ale też część potomków Lecha - Wołosi - zawróciła na zachód, ubrała kłobuki jak zbój Rumcajs, przyjęła ewangelicką wiarę i z powrotem osiedliła się na śląsko - morawskiej ziemi. Choć i to trzeba powiedzieć, że na tablicach (i w niektórych wersjach tej legendy) Rusa zastąpiono Bolkiem.
Ciekawe, że zacni cieszyńscy rajcowie, zapewne w większości Niemcy postawili budowlę o znaczeniu symbolicznym: studnię. Symbolizuje ona różne rzeczy, a częste w baśniach zejście w głąb studni to symbol zejścia w podświadomość. Prawda jest na dnie studni - powiada przysłowie. Popatrzmy przez chwilę - i zobaczymy, jak woda odbija - niczym w krzywym lustrze - nasze wzajemne stereotypy. Z jednej strony lustra Czech, z drugiej Lech i próbują sie dogadać. Lech mówi "Szukam swego przyjaciela". A Czech na to: "Ty buzerancie!".
Oba języki - polski i czeski wywodzą się z tego samego języka starocerkiewnosłowiańskiego, stworzonego na bazie języka greckiego dla potrzeb liturgii przez świętych Cyryla i Metodego, patronów Europy. Do tej pory w obu krajach, Polsce i Czechach istnieje dość powszechne (i fałszywe) przekonanie, że po pierwsze jeden język jest parodią drugiego (to znaczy, dla Czechów język polski jest parodią czeskiego, brzmiąc jak niemowlęce gaworzenie - podobnie Polacy stereotypowo odbierają czeszczyznę jako parodię polszczyzny); a po drugie, że łatwo się wzajemnie porozumieć używając tych języków. Co nie jest takie oczywiste, choćby przez to, że wiele słów brzmiących tak samo, ma w obu językach zupełnie różne znaczenia: "szukać", "piwnica", "sklep", "obchód", "zachód", "wyprawa", "zmarzlina", "napad", "bydle", "picie" i wiele, wiele innych - prowadzi to często do na ogół zabawnych nieporozumień. Jeszcze raz o szukaniu, bo to ciekawy przykład: "Szukam sweho przekladatela" - powiedziała kiedyś łamaną czeszczyzną dama z Polski do recepcjonistki hotelu w Pradze. Na co ona zgorszona: "Udělej to s tím, co chcete- mnie w to nie michajte". A z kolei bracia Czesi przy pierwszej wizycie w Polsce dziwią się, czemu ci Polacy ciągle i wszędzie siedzą w piwnicach, bo co kawałek to sklep i sklep i sklep. Nasz bardzo cieszy rozpustna kawa, a ich rozśmiesza kawa parzona. Itd., itp., etc., - Takich przykładów rozmówek polsko - czeskich (Polština - Česká konverzace) można by podać niekończącą się ilość.
A przecież najstarsze zadanie zapisane w języku polskim brzmi "Daj, ać ja pobrusze, a ty pocziwaj" - i to zdanie brzmiało tak samo w ówczesnej czeszczyźnie, jako, że w średniowieczu używaliśmy prawie takiego samego języka. Albo XV-wieczna "Gra o świętej Dorocie", uchodząca za jeden z najpiękniejszych zabytków języka polskiego, gdzie pohan każe je hławkę ścięci, czym kroczasze na śmierć św. Dorota specjalne się nie przejmuje, albowiem wie, że trafi do "zahradki, do rozkosznej, gdzież owoce rozliczne, jabłka, kwiecie i rożą budu targaci". Posłuchajcie, jak to brzmi. A to tylko jeden z wielu przykładów...
Polska historia i tradycja pełna jest dzielnych i wojowniczych rycerzy - najlepiej opisanych przez Sienkiewicza w postaciach Skrzetuskiego, Kmicica i Wołodyjowskiego, natomiast czeski żołnierz kojarzy się z dobrym wojakiem Szwejkiem. Wynika to z dwóch odmiennych etosów obecnych w kulturze i tradycji obu narodów: etosu rycerskiego - bardzo silnego w Polsce, a prawie nieobecnego w Czechach i odwrotnie; etosu plebejskiego- bardzo mocnego w Czechach, a słabego w Polsce. Wyimaginujmy sobie spotkanie bohaterów "Trylogii" z bohaterami z opowieści Szwejka. Wyobrażoną przestrzenią, w której owa konfrontacja by się odbywała byłaby czeska hospoda, miejsce niezwykle dla Czechów ważne, jako, że jak pisał pewien angielski podróżnik opisujący obyczaje naszych południowych sąsiadów; "Picie to w końcu czynność społeczna, rządząca się swymi prawami i wygająca poszanowania pewnych zasad" (Tim Nollen, "Spokojnie, to tylko Czechy"). Czyli raczej kompaniji Kmicica nie dopuścilibyśmy do takiego spotkania, bo generalnie oni po alkoholu to mieli w dupie poszanowanie społecznych zasad przy piciu i całą hospodę by zdemolowali - tak jak karczmę pomiedzy Wołmontowiczami a Mitrunami. Ale po polskiej stronie byłby jeszcze Józwa Butrym Bez Nogi (choć to po prawdzie Litwin), porządek by zaprowadził i kilku naszych bohaterów ostało by się jeszcze żywych w tej gospodzie. Może podjęliby temat najświętszej wiary i świętych obrazów, ze szczególnym uwzględnieniem Matki Boskiej Częstochowskiej, ktorej to Kmicic ofiarować perły i inne kamuszki z bojarskich kołpaków zerwane? A jaki święty obraz widzieliby Czesi? A, choćby i taki, wiszący w zakrystii kapelana Katza: "patrzył na niego uporczywie jakiś męczennik. Miał on wbite w pośladek zęby piły, którą piłowali jacyś rzymscy żołdacy. Na twarzy męczennika nie było widać ani śladu cierpienia, nie malował się na niej ani radość, ani żar męczeński. Patrzył tylko ze zdziwieniem, jakby chciał rzec: "Jak też do tego właściwie doszło? Co, panowie, ze mną robicie?" (Jaroslav Hašek, Przygody dobrego wojaka Szwejka).
Nic bardziej fałszywego, jak wyobrażenie Czecha jako sympatycznego i łagodnego kretyna otumianego hektolitrami piwa - coś na kształt Szwejka, którym to słowem określa się wojskowego safandułę, niezdolnego do skutecznej służby i walki. Oczywiście w przeciwieństwie do naszych, polskich bohaterów i bojowników, których mamy na kopy. Po pierwsze - ten archetypiczny Szwejk wcale nie był taki łagodny - skoro sam się chwalił tym, że udusił Cygana. Po drugie czeski żołnierz bywa bohaterski (i skuteczny, co przede wszystkim) - ostatecznie to czeski (i słowacki) cichociemny dokonał w Pradze udanego zamachu na Reinharda Heydricha, organizatora Holocaustu, szefa służb bezpieczeństwa III Rzeszy, protektora Czech i Moraw. Był to zamach na najwyższego rangą funcjonariusza nazistowskiego, jaki udał się podczas Drugiej Wojny Światowej.
W lustrze stereotypów odbijają się tematy trudne, jak choćby konflikty zbrojne, jakie w naszej wspólnej, polsko-czeskiej historii się zdarzały (na szczęście rzadko). Warto na przykład spojrzeć na konflikt o Zaolzie w latach 1918- 1920 widzianym przez pryzmat druków propagandowych polskich i czeskich. Szczególne ciekawa jest ulotka antypolska, coś na kształt dekalogu - napisana językiem bardziej podobnym do polskiego niż do czeskiego (widocznie takim językiem porozumiewali się mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego), za to w pisowni użyto czeskich znaków. Ulotka antyczeska napisana jest po czesku, tekst jest krótki i, gdyż ulotka operuje nie tekstem, tylko prostym przekazem graficznym: obleśna czeska małpa próbuje się dobrać do twardego orzecha - cieszyńskiego śląska. Oczywiście są ulotki antypolskie przekazujące swoje przesłanie przy pomocy grafiki: oto czeski zapewne heros z potężnymi pośladkami odpycha jedną ręką monstrualne ptaszysko przypominające polskiego orła. Dziś te ulotki śmieszą (przynajmniej mnie), kiedyś miały - o zgrozo! - przekonywać.
Przecież nie jesteśmy wyjątkowi. Co powiedzieć o stereotypach węgiersko słowackich. Krwawy Madziar katujący przy pomocy hajduków słowackich zbójów? Tym też się zajmiemy, spokojna głowa.
Jeden jest sposób na rozbrojenie stereotypów - odbić je w krzywym zwierciadle. Niech Czech spogląda na Lecha, Madziar na Słowaka - a wszyscy razem na siebie. Śmiechu będzie przy tym co niemiara.
Wiesław Hołdys, kierownik projektu
Obudziłem się dziś rano
with these words in my head
Mówił: "Best remember
or mother tongue'll be dead."
Nie mogę wytrzymać
Narzekam all the time.
Zazdrość just fills up
this old serce of mine!
Gromy i Piekło! Żyje Slavic duch!
Oh mama! Mam ten Słowiański blues.
Mamusia mowiła
to keep up the fight.
Zawsze pamiętaj
what's wrong and what's right.
Ile ludzie na świecie
is how many hate me.
Kto wie jak jest łatwo
to make enemies?
Gromy i Piekło! Żyje Slavic duch!
Oh babcia! Mam ten Słowiański blues.
Gromy i Piekło! Żyje Slavic duch!
Oh mama! Mam te Słowianie blues.
Zajebiście! Żyje Slavic Duch!
Oh Kurwa! I got them Słowianie...
I będzie wiecznie żył słowiański blues
Piosenka specjalnie napisana i wykonywana przez Glenna Cullena do projektu "W lustrze stereotypów"
Jeśli chcesz zobaczyć wykonanie - kliknij tu
Mit środka Europy: Opowieści początku
Więcej >
"Mit środka Europy: opowieści początku" to projekt trzech organizacji pozarządowych: Stowarzyszenia Teatr Mumerus (Kraków, Polska), Wyższej Szkoły Aktorskiej (Praga, Czechy), Teatru Kontra (Spišská Nová Ves, Słowacja) oraz aktorki Esztelli Levko (Węgry), którego celem jest są warsztaty prowadzące do powstania wspólnego spektaklu plenerowego inspirowanego mitami i legendami środkowej Europy. Chodzi w nim o znalezienie wspólnych motywów dla tych legend, podań i opowieści. Projekt jest zatem pomyślany tak, aby w bogactwie tradycyjnych opowieści zobaczyć jak w lustrze naszą współczesność. Realizując ten projekt chcielibyśmy powrócić do podstawowej funkcji mitu, baśni i legendy czyli czynnika spajającego wspólnotę.
Pierwszym etapem był pokaz etiud przygotowanych przez partnera polskiego, który odbył się w noc Sobótki, 25 czerwca 2012 w Willi Decjusza w Krakowie.
Ukoronowaniem projektu będzie cykl kilkudniowych warsztatów w dniach 27 sierpnia - 2 września, w których wezmą udział aktorzy i studenci z Teatru Mumerus z Krakowa, studenci Wyższej Szkoły Aktorskiej z Pragi, aktorzy Teatru Kontra ze Słowacji oraz aktorka Esztella Levko z Węgier. Efektem będzie spektakl plenerowy w reżyserii Wiesława Hołdysa (Polska) i Karela Vostárka (Czechy) w dniu 2 września o godz. 17 w Willi Decjusza w Krakowie.
Ponadto w dniu 1 września o godzinie 19 nasz czeski partner, Wyższa Szkoła Aktorska - PiDivadlo z Pragi przedstawi lalkowy spektakl "Opowieści o psie i kocie" według Józefa Czapka w reżyserii Karela Vostárka.
Projekt jest współfinansowany ze środków Międzynarodowego Funduszu Wyszehradzkiego oraz Programu Wspólnoty Europejskiej "Młodzież w działaniu".
Pod patronatem Konsulatu Generalnego Republiki Słowackiej w Krakowie oraz Czeskiego Centrum w Warszawie.
Josef Čapek "OPOWIEŚCI O PSIE I KOCIE"
Spektakl Teatru PiDivadlo - Praga
Reżyseria: Karel Vostárek
1.09. 2012, godz. 19:00
Teatr Zależny Politechniki Krakowskiej
Kraków, ul Kanonicza 1
Wstęp wolny
"OPOWIEŚCI POCZĄTKU"
Plenerowy spektakl teatralny w oparciu o mity i legendy słowiańskie
2.09.2012, godz. 17:00
Willa Decjusza, Kraków
ul. 28 Lipca 1943 roku 17 A
Wstęp wolny
Scenariusz i reżyseria: Wiesław Hołdys (Teatr Mumerus - Kraków)
Współpraca: Glenn Cullen (Mumerus) i Karel Vostárek (Wyższa Szkoła Aktorska - Praga)
Wystąpią: Anna Lenczewska, Beata Kolak, Jan Mancewicz, Karol Zapała, Robert Żurek (Teatr Mumerus), Peter Čižmár, Tomáš Diro, Peter Cibula (Teatr Kontra - Spišská Nová Ves, Słowacja), Esztella Levko (Eger,Węgry), studenci Wyższej Szkoły Aktorskiej z Pragi oraz uczestnicy Studia Teatru Mumerus
Opracowanie plastyczne: Katarzyna Fijał
Projekt plakatu i ulotki: Jan Polewka
Warsztat muzyczny: Gertruda Szymańska, Michał Braszak i Paweł Solecki
Technika: Tadeusz Przybylski
Koordynacja projektu: Agnieszka Dziedzic
Organizacja: Maria Śmiłek
Pod patronatem Konsulatu Generalnego Republiki Słowackiej w Krakowie oraz Czeskiego Centrum w Warszawie.
Partnerzy: Stowarzyszenie Willa Decjusza oraz Stowarzyszenie Teatrów Nieinstytucjonalnych STeN
Sponsorzy: Premium Hostel Kraków oraz Restauracja "Chimera" Kraków
Partnerzy medialni: Kulturatka.pl, Portal E-Splot, Internetowy Magazyn Teatralny Teatralia, Magazyn Społeczno - Kulturalny, Modny Kraków, Portal Teatr dla Was, Portal Kraków zaprasza
PIERWSZE POKAZY "OPOWIEŚCI POCZĄTKU"
Więcej >
Pierwsze pokazy etiud powstałych w ramach projektu "Mit środka Europy: Opowieści początku odbyły się w czerwcu w Teatrze Zależnym i plenerach Willi Decjusza.
Spektakl w Willi Decjusza nawiązywał do rytuałów i obrzędów związanych z Sobótką - prastarym świętem odbywającym się 24 czerwca, w najkrótszą noc w roku. Wprowadził on widza w świat zapomnianych legend, mitów i rytuałów. Wprowadził czynnie, gdyż publiczność w trakcie spektaklu podążała za akcją rozgrywającą się wśród drzew, krzaków i zarośli w Willi Decjusza w Krakowie.
Następna odsłona już we wrześniu; spektakl plenerowy z udziałem partnerów z Czech, Słowacji i Węgier odbędzie się początkiem września w Willi Decjusza.
Zapraszamy do obejrzenia zdjęć ze spektaklu autorstwa Koloru Selektywnego czyli Sylwii Domin i Anny Cupczyńskiej
Scenariusz, koncepcja i reżyseria: Glen Cullen i Wiesław Hołdys
Wystąpili: Beata Kolak, Anna Lenczewska, Jan Mancewicz, Karol Zapała Robert Żurek oraz uczestnicy warsztatów: Agnieszka Dziedzic, Joanna Gałdecka, Ewa Knap, Karolina Kogut, Magdalena Wesołowska i Kamil Cieślak
Opracowanie plastyczne: Katarzyna Fijał
Piosenka: Wojciech Gałdecki
Projekt jest współfinansowany przez Międzynarodowy Fundusz Wyszehradzki
Opowieści początku
17.06. 2012, godz. 19:00, Teatr Zależny Politechniki Krakowskiej, ul. Kanonicza 1, Kraków
24.06 2012, godz. 19:00, Willa Decjusza, ul. 28 Lipca 1943 roku 17, A,Kraków.
Wstęp wolny
24.06 2012, godz. 19:00, Willa Decjusza, ul. 28 Lipca 1943 roku 17, A,Kraków.
Wstęp wolny
Więcej >
„Opowieści początku”, spektakl warsztatowy powstający w oparciu o mity i legendy słowiańskie, jest odpowiedzią na niski poziom wiedzy o fundamentach naszego – środkowoeuropejskiego – kręgu kulturowego, czyli o opowieściach, mitach, legendach i podaniach. Nie interesują nas powierzchowne odczytania, nie sprowadzamy tekstów kultury do pretensjonalnego folkloru albo zbanalizowanej bajki. Projekt jest natomiast pomyślany tak, aby w bogactwie tradycyjnych opowieści zobaczyć jak w lustrze naszą współczesność. Niegdyś mit, przekazywany najczęściej ustnie, scalał pierwotną wspólnotę. Tak więc - realizując ten projekt - chcielibyśmy do funkcji spajania naszej środkowoeuropejskiej wspólnoty współcześnie powrócić.
Trwające od jesieni 2011 roku warsztaty teatralne stanowią pierwszy etap projektu, pomyślanego jako długofalowy, aktywny dialog z partnerami z innych krajów słowiańskich. W kolejnych etapach projektu będą to partnerzy z Czech (Vyšší Odborná Škola Herecká – PiDivadlo, Praha) i Słowacji (Divadlo Kontra, Spišská Nová Ves) oraz aktorka Esztella Levko (Węgry).
Dodamy jeszcze, że dzięki otrzymaniu dofinansowania z Funduszu Wyszehradzkiego planowana jest dalsza współpraca w najbliższych latach, która to ma doprowadzić do powstania grupy instytucji pozarządowych z Europy Środkowej realizującej projekty inspirowane tylko charakterystycznym dla tej części Europy dziedzictwem kulturowym, tak aby pokazać wspólnotę kulturową tych regionów. Co roku będziemy zmieniać temat współpracy, a także poszerzać nasz projekt o nowych partnerów. Tak na przykład w roku 2013 zamierzamy powiększyć naszą grupę o Teatr Alter z Drohobycza (Ukraina).
Koncepcja i reżyseria: Glen Cullen i Wiesław Hołdys
Wystąpią: Beata Kolak, Anna Lenczewska, Jan Mancewicz, Karol Zapała Robert Żurek oraz uczestnicy warsztatów: Agnieszka Dziedzic, Joanna Gałdecka, Ewa Knap, Karolina Kogut, Magdalena Wesołowska i Kamil Cieślak
Opracowanie plastyczne: Katarzyna Fijał
PANOPTICUM WYOBRAŹNI
Jeśli - tak jak Mumerus - jesteś fanem "Rękopisu znalezionego w Saragossie" przyjdź koniecznie 28 sierpnia o 18 do Willi Decjusza w Krakowie!
Więcej >
Anna Lenczewska Fot. Ilja van de Pavert
Agnieszka Dziedzic Fot. Ilja van de Pavert
Katarzyna Stępniak Fot. Ilja van de Pavert
Monika Michno Fot. Ilja van de Pavert
Kamil Cieślak Fot. Ilja van de Pavert
Karolina Kogut Fot. Ilja van de Pavert
Ewa Knap Fot. Ilja van de Pavert
Volodymyr Khudyk Fot. Ilja van de Pavert
Andrij Jurkiewicz Fot. Ilja van de Pavert
Glen Cullen Fot. Ilja van de Pavert
Iwanka Mliczko Fot. Ilja van de Pavert
Andriej Romanyszyn Fot. Ilja van de Pavert
Oleg Mandryk Fot. Ilja van de Pavert
Ostap Dzondza Fot. Ilja van de Pavert
Wiera Romanyszyn Fot. Ilja van de Pavert
Lilia Chomyszyn Fot. Ilja van de Pavert
Natalia Malarczuk Fot. Ilja van de Pavert
Bohdan Tsebak Fot. Ilja van de Pavert
Ihor Stachniw Fot. Ilja van de Pavert
Jan Mancewicz Fot. Ilja van de Pavert
Jurij Romanyszyn Fot. Ilja van de Pavert
Karol Zapała Fot. Ilja van de Pavert
Magdalena Wesołowska Fot. Ilja van de Pavert
Paweł Jurkiewicz Fot. Ilja van de Pavert
Aleksander Maksymow Fot. Ilja van de Pavert
Spektakl plenerowy powstały w wyniku polsko - ukraińskich warsztatów teatralnych z udziałem Teatru Mumerus (Kraków), Wiszniańskiego Kolegium Lwowskiej Akademii Rolniczej (Beńkowa Wisznia), Polonistycznego Centrum Naukowo-Informacyjnego im. I. Menioka Uniwersytetu Pedagogicznego im. I. Franki oraz Teatru Alter (Drohobycz). Zrealizowano we współpracy ze Stowarzyszeniem Willa Decjusza w Krakowie.
28 sierpnia, godz. 18:00, Willa Decjusza, Kraków, ul. 28 Lipca 1943 roku 17 A,
W projekcie udział wzieli i w spektaklu wystąpili:
Agnieszka Dziedzic, Andriej Jurkiewicz, Andriej Łobodzinski, Andriej Romanyszyn, Anna Lenczewska, Bohdan Tsebak, Ewa Knap, Glen Cullen, Ihor Stachniw, Iwan Antoniak, Iwanna Mliczko, Jan Mancewicz, Julia Hryńkiw, Jurij Romanyszyn, Kamil Cieślak, Karol Zapała, Karolina Kogut, Katarzyna Stępniak, Krystyna Marusiak, Lilianna Homyszyn, Magdalena Wesołowska, Michajło Kuts, Monika Michno,Natalia Kozak, Natalia Malarczuk, Oleg Mandryk, Oleksander Maksimow, Olena Spanchak, Olga Znak, Ostap Dzondza, Paweł Jurkiewicz, Wiera Romanyszyn, Wołodymyr Khudyk
Scenariusz i reżyseria: Wiesław Hołdys
Opracowanie plastyczne: Katarzyna Fijał
Projekt plakatu: Jan Polewka
Asystent - stażysta: Maria Piątkowska
Współpraca organizacyjna: Maria Śmiłek
Projekt zrealizowano przy wsparciu finansowym Województwa Małopolskiego
OPOWIEŚCI ZE STRYCZKA URWANE
Przygoda z "Panopticum wyobraźni" rozpoczęła się wraz z "Papkinem i innymi". W zeszłym roku, kiedy w Krakowie, a potem Beńkowej Wiszni i Lwowie rozbieraliśmy wspólnie z partnerami z Akademii Rolniczej we Lwowie osobowość Józefa Papkina celem pokazania jej w formie spektaklu plenerowego (co udało się znakomicie) - wtedy nadarzyła się okazja wycieczki do Drohobycza. A jak Drohobycz to wiadomo: Brunon Schulz. I zaskoczenie - po pierwsze twórczość Schulza utrwaliła - przynajmniej w mojej głowie - obraz Drohobycza jako małego, prowincjonalnego miasteczka - a zobaczyłem co najmniej średnie, wielokulturowe miasto z jednym chodnikiem dla biednym, a drugim dla bogatych. I jeszcze ręka, noga, mózg na ścianie (każdy Drohobyczanin wie, o co chodzi - a inny niech się dowie), największa synagoga i tablica w miejscu morderstwa Brunona Schulza przez Janusza Palikowa ufundowana, potem przez zbieracza złomu ukradziona i na kawałki pocięta, następnie odzyskana - i na koniec w izbie pamięci eksponowana. Dodać do tego należy wspaniałych przewodników: Leonida Goldberga, Igora z Teatru Alter i Wierę z Centrum Polonistycznego - dość powiedzieć, iż Drohobycz zafascynował mnie na amen i postanowiłem koniecznie do niego powrócić - choćby w wyobraźni. Okazja nadarzyła się szybko - Willa Decjusza, z której inicjatywy wspólnie realizujemy ukraińskie projekty zaproponowała kontynuację, więc pomyślałem, że przynajmniej część projektu musi mieć coś wspólnego z Drohobyczem, a jak Drohobycz to Schulz, po czym pomyślałem, że może warto wyjść poza ten oczywisty schemat. Żeby było jasne - lektura Brona Schulza to było jedno z najważniejszych doświadczeń w moim życiu jako czytelnika książek, jego grafiki tkwią ciągle pod moimi powiekami i nawet kiedyś popełniłem przedstawienie inspirowane jego twórczością.
Ale jednak trzeba wychodzić poza schematy. Ponieważ Beńkowa Wisznia również zrobiła na mnie i wszystkich polskich uczestnikach projektu wielkie wrażenie - chcieliśmy wrócić do twórczości Fredry, tym razem czytanej przez jego pamiętnika czyli "Trzy po trzy", jak również do - nie wiedzieć czemu - "Małpy w kąpieli". Ale tak jakoś dziwnie ów Fredro - podróżnik przecież - skojarzył mi się z arcypodróżnikiem polskiej literatury (cóż z tego, że pisanej po francusku) - Janem Potockim. Podobnie jak Fredro także szlachcicem, właścicielem dóbr na Ukrainie. Tak więc zdecydowałem się na następną podróż - w towarzystwie widm hrabiego Jana Potockiego, który woził je po całym świecie i opisał w manuskrypcie z Saragossy – aż go dopadły na Ukrainie i w wampira przemieniły, kulkę od cukiernicy poświęcić u księdza poleciły, a na koniec ową kulkę w pistolet nabić i w łeb palnąć kazały. Projekt nazwałem " Panopticum wyobraźni".
Po wielomiesięcznej żebraninie, którą nazywa się teraz pozyskiwaniem grantów udało nam się uzyskać jedynie dotację Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego, która pozwoliła nam zrealizowanie tylko polskiej części projektu. Wszystkie inne instytucje, do których się zwróciliśmy nasz projekt odrzuciły. Na szczęście, naszemu partnerowi - Willi Decjusza, także udało się pozyskać pewne środki i mogliśmy zabrać się do pracy.
Napisałem coś na kształt materiałów do prób, gdzie zebrałem różne tematy etiud i rozesłałem je uczestnikom, jako źródło inspiracji licząc na efekt sprzężenia zwrotnego z ich strony. Jak się okazało - rachuby były słuszne i to, co otrzymałem od uczestników projektu przerosło moje oczekiwania..
Zdecydowałem oprzeć się przede wszystkim na "Rękopisie znalezionym w Saragossie" i z niezmierzonego bogactwa tej szkatułkowej opowieści wybrać motyw powracających szubienic i różnych postaci budzących się ze stryczkami na szyi. Druga decyzja dotyczyła przestrzeni - nieco zaniedbany park, z drzewami i kępami krzaków, z których każda mogłaby stać się sceną dla nowej opowieści. Reszta - wybór z przygotowanego materiału i jego wykonanie należało już do uczestników.
Pracowaliśmy w Krakowie w grupie, która liczyła - jeśli chodzi o polską stronę: kilkunastu studentów i młodych ludzi, aktorów, plastyka, a nawet jednego Amerykanina - i, oczywiście, niżej podpisany jako kierownik projektu. Z Ukrainy gościliśmy grupę z Teatru Alter i Centrum Polonistycznego (Drohobycz) i Wiszniańskiego Kolegium Lwowskiej Akademii Rolniczej. Nasi goście znakomicie się do wspólnego projektu przygotowali - każdy z nich miał pomysły na poszczególne sceny. Ponadto podczas trwającej tydzień wspólnej pracy każdy z nich odnalazł miejsce dla siebie - jeśli ktoś chciał grać jako aktor - to grał, jeśli chciał przygotowywać kostiumy - to przygotowywał, a jeśli chciał wzbogacić projekt wykonywaną przez siebie muzyką - to wzbogacał. Wielka to frajda dla kierownika i inspiratora projektu, gdy zaangażowani weń wykonawcy strzelają pomysłami jak z karabinu maszynowego - to pomysłami tylko na temat. A tak było w tym wypadku. Nic nie działo się na siłę - i przez cały tydzień całodziennej wspólnej pracy wszyscy uczestnicy mieli wrażenie, że praca ta sprawia im przyjemność. I to mimo iście hiszpańskiego upału i wściekle krążących wokół nas rojów os i szerszeni.
Akcentem końcowym była prezentacja powstałego w ciągu tygodnia, a trwającego ponad godzinę, przedstawienia granego w plenerze, w parku obok Willi Decjusza. Przyszło ponad 200 osób - czyli tyle ile trzeba, bo gdyby było więcej, to nie byliby w stanie wszystkiego zobaczyć. Duch hrabiego Potockiego otoczył nas życzliwą opieką (co prawda napuścił na jedną z wykonawczyń osę, która użądliła ją dwukrotnie podczas spektaklu - a ta ani drgnęła, tylko jak prawdziwa dama sceny kontynuowała swoją grę) - przeszliśmy wszystkie szubieniczne stacje oberży Venta Quemada, a zakończyliśmy nasze "Panopticum wyobraźni" małpą, co chciała zażyć kąpieli, za co została oskarżona przez Św. Inkwizycję i w polonez niemych widm wplątana.
Jako kierownik projektu nie umiem i nie chcę go oceniać - powiem tylko tyle, że po jego zakończeniu u wszystkich pojawiła się bardzo silna motywacja, aby go kontynuować w Drohobyczu, Beńkowej Wiszni i we Lwowie. Myślę po prostu, że wydarzyło się coś ważnego - także, a może przede wszystkim, w relacjach miedzy ludźmi biorącymi udział w projekcie.
Zrobimy zatem wszystko, aby móc ten projekt kontynuować na Ukrainie; w Drohobyczu, Beńkowej Wiszni i Lwowie. Zaplanowaliśmy już nawet termin - przełom kwietnia i maja 2012. Co prawda - nie mamy jeszcze żadnych finansów, aby zamierzenie nasze zrealizować - ale mamy za to rzecz najcenniejszą: wspaniale przygotowaną i pełną energii grupę. A takich wypadkach - rzecz już sprawdzona - dotacje jakimś zrządzeniem losu zawsze się znajdują.
Tekst ukazał się także po ukraińsku (w przekładzie Leonida Golberga) w Internetowej Gazecie Drohobycza MAJDAN
WYRÓŻNIENIE DLA "PAPKINA I INNYCH" W EUROPEJSKIM KONKURSIE
Więcej >
Wiesław Hołdys - reżyser Teatru Mumerus - został wyróżniony w konkursie EDUINSPIRACJE za projekt "Ludzie gościńca: Papkin i inni", współfinansowany przez Unię Europejską w ramach programu "Młodzież w działaniu". Konkurs ten - poprzez promocję przykładów dobrych praktyk, projektów, które odniosły sukces, propaguje korzyści płynące z właściwego wykorzystania środków z Unii Europejskiej i Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Więcej o projekcie: zobacz
Galeria zdjęć Ilji van de Paverta - zobacz
Zobacz też opis projektu na blogu Teatru Mumerus - kliknij
Więcej o projekcie: zobacz
Galeria zdjęć Ilji van de Paverta - zobacz
Zobacz też opis projektu na blogu Teatru Mumerus - kliknij
Opowieści słowiańskie
Teatr Mumerus zaprasza na warsztat
Więcej >
OPOWIEŚCI SŁOWIAŃSKIE
Warsztat poświęcony metodom teatru improwizacji prowadzony przez animatorów związanych z Teatrem Mumerus (Anna Lenczewska, Glen Cullen, Wiesław Hołdys)
Warsztaty służyć będą rozwijaniu w uczestnikach umiejętności improwizacji, pracy zespołowej, zgłaszania i przyjmowania propozycji, prowadzenia narracji oraz posługiwania się komunikacją niewerbalną. Składać się one będą z cyklu etiud – ćwiczeń wykonywanych zespołowo pod okiem animatorów z Teatru Mumerus
Etiudy te rozwijają elastyczność, służą przełamywaniu lodów w grupie, budują grupę jako kreatywny zespół ludzki, dodają energii i uczą koncentracji. Zakończą się one realizacją krótkich scenek teatralnych. Podstawą do stworzenia owych scenek będą baśnie i legendy narodów słowiańskich wg scenariusza przygotowanego przez Glena Cullena.
Udział warsztatach jest nieodpłatny, aby wziąć w nich udział należy wysłać e-maila na adres mumerus@poczta.onet.pl. Ilość miejsc ograniczona, decyduje kolejność zgłoszeń.
Pierwsza sesja warsztatowa odbędzie się w dniu 23 października o godz. 16 w Teatrze Zależnym Politechniki Krakowskiej, ul. Kanonicza 1, Kraków. Zajęcia potrwają ok. 4. godzin
Odbędą się również następne sesje:
19 listopada w Małej Galerii w Nowym Saczu
20 listopada o godz. 16 w Teatrze Zależnym
Warsztaty te realizowane są we współpracy z Stowarzyszeniem Teatrów Nieinstyucjonalnych STeN w ramach projektu "Małopolska WIE" finansowanego przez Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego
Warsztat poświęcony metodom teatru improwizacji prowadzony przez animatorów związanych z Teatrem Mumerus (Anna Lenczewska, Glen Cullen, Wiesław Hołdys)
Warsztaty służyć będą rozwijaniu w uczestnikach umiejętności improwizacji, pracy zespołowej, zgłaszania i przyjmowania propozycji, prowadzenia narracji oraz posługiwania się komunikacją niewerbalną. Składać się one będą z cyklu etiud – ćwiczeń wykonywanych zespołowo pod okiem animatorów z Teatru Mumerus
Etiudy te rozwijają elastyczność, służą przełamywaniu lodów w grupie, budują grupę jako kreatywny zespół ludzki, dodają energii i uczą koncentracji. Zakończą się one realizacją krótkich scenek teatralnych. Podstawą do stworzenia owych scenek będą baśnie i legendy narodów słowiańskich wg scenariusza przygotowanego przez Glena Cullena.
Udział warsztatach jest nieodpłatny, aby wziąć w nich udział należy wysłać e-maila na adres mumerus@poczta.onet.pl. Ilość miejsc ograniczona, decyduje kolejność zgłoszeń.
Pierwsza sesja warsztatowa odbędzie się w dniu 23 października o godz. 16 w Teatrze Zależnym Politechniki Krakowskiej, ul. Kanonicza 1, Kraków. Zajęcia potrwają ok. 4. godzin
Odbędą się również następne sesje:
19 listopada w Małej Galerii w Nowym Saczu
20 listopada o godz. 16 w Teatrze Zależnym
Warsztaty te realizowane są we współpracy z Stowarzyszeniem Teatrów Nieinstyucjonalnych STeN w ramach projektu "Małopolska WIE" finansowanego przez Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego
MUMERUS WSPÓŁTWORZY LATAJĄCY DOM KULTURY W MIELCU
Spektakl teatralny i wystawa zdjęć wieńcząca warsztaty z tworzenia kompozycji fotograficznych odbywające się wśród porzuconych maszyn, w dawnej hali fabrycznej, to atrakcje finału Latającego Domu Kultury, projektu zorganizowanego przez młodych mielczan ze Stowarzyszenia „j’arte” we współpracy między innymi ze Stowarzyszeniem Teatr Mumerus z Krakowa.
Więcej >
Finał projektu Latający Dom Kultury, organizatorzy przewidzieli na 2 – 3 kwietnia 2011, w przygotowanej specjalnie na ten cel hali H18, dawnej Wytwórni Silników WSK PZL, mieszczącej się przy ul. Wojska Polskiego 3, na terenie Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Mielcu obok fabryki Onduline.
2 kwietnia godzinie 18 zostanie wystawiony spektakl zatytułowany „Razem do ziemi”. W spektaklu wezmą udział uczestnicy warsztatów teatralnych odbywających się od listopada ubiegłego roku pod okiem współpracujących z Mielcem profesjonalistów: reżysera Wiesława Hołdysa oraz aktorki Anny Lenczewskiej z krakowskiego Teatru Mumerus. Spektakl oparty jest na scenariuszu mielczanina Jakuba Boryczki. Przedstawieniu towarzyszyć będzie muzyka wykonywana przez uczestników warsztatów muzycznych prowadzonych pod kierunkiem Dominika Muszyńskiego. Elementy scenografii wykonali uczestnicy warsztatów pod kierunkiem Andrzeja Kuliga.
Już o godzinie 17 pierwszego dnia imprezy odbędzie się wernisaż wystawy zatytułowanej „Warsztaty”, która jest efektem warsztatów z tworzenia wystawy fotograficznej, odbywających się w połowie marca. Poprowadzili je specjaliści w tej dziedzinie Maks Bochenek, kurator Instytutu Sztuki Wyspa z Gdańska oraz Marta Szymańska, która od kilku lat pracuje nad Festiwalem Fotografii w Łodzi. Wystawa będzie dostępna dla zwiedzających tylko przez dwa dni trwania finału w sobotę do godziny 22 i w niedzielę od 14 do 17.30.
Wstęp na wystawę i spektakl jest bezpłatny. Organizatorzy proszą jedynie o punktualność ponieważ, w trakcie przedstawienia wejście na teren hali będzie utrudnione. Więcej informacji i mapkę dojazdu można znaleźć na stronie internetowej: www.latajacydomkultury.pl
Edukacja
SPOWIEDŹ EDUKATORA - AMATORA ALBO BELFRA - UZURPATORA
Nie jestem nauczycielem. Jestem reżyserem teatralnym, i moja praca – podobnie jak praca wielu moich kolegów reżyserów – powinna polegać na jeżdżeniu od jednego teatru do drugiego i reżyserowaniu sztuk napisanych przez kogoś innego. Uważam jednak, że teatr jako organizacja powinien być strukturą dynamiczną, którego działalność nie powinna się ograniczać do wystawiania sztuk i dlatego z wielkim zaciekawieniem przyjąłem propozycję Magic-Net, abym w Krakowie prowadził działalność edukacyjną w oparciu o studio teatralne, które musiałem specjalnie w tym celu powołać.
Zdecydowałem się na założenie studia teatralnego i podjęcia pracy edukacyjnej z dwóch podstawowych przyczyn. Po pierwsze – było to dla mnie coś zupełnie nowego, a podejmowanie nowych wyzwań jest czymś zupełnie elementarnym w pracy artysty, jako że nie ma większego wroga w tej profesji niż rutyna. Po drugie – w edukacji teatralnej widzę szansę na zwiększenie przestrzeni społecznej dla istnienia teatru. Jestem najgłębiej przekonany, że takich przestrzeni teatr – jako organizacja - musi poszukiwać, gdyż musi motywować swoje istnienie w społeczności. Mówiąc innymi słowami – twórcy teatralni, jako beneficjenci pochodzących z publicznych środków dotacji muszą na różne sposoby udowadniać, że są potrzebni.
Nie jestem nauczycielem. Jestem reżyserem teatralnym, i moja praca – podobnie jak praca wielu moich kolegów reżyserów – powinna polegać na jeżdżeniu od jednego teatru do drugiego i reżyserowaniu sztuk napisanych przez kogoś innego. Uważam jednak, że teatr jako organizacja powinien być strukturą dynamiczną, którego działalność nie powinna się ograniczać do wystawiania sztuk i dlatego z wielkim zaciekawieniem przyjąłem propozycję Magic-Net, abym w Krakowie prowadził działalność edukacyjną w oparciu o studio teatralne, które musiałem specjalnie w tym celu powołać.
Zdecydowałem się na założenie studia teatralnego i podjęcia pracy edukacyjnej z dwóch podstawowych przyczyn. Po pierwsze – było to dla mnie coś zupełnie nowego, a podejmowanie nowych wyzwań jest czymś zupełnie elementarnym w pracy artysty, jako że nie ma większego wroga w tej profesji niż rutyna. Po drugie – w edukacji teatralnej widzę szansę na zwiększenie przestrzeni społecznej dla istnienia teatru. Jestem najgłębiej przekonany, że takich przestrzeni teatr – jako organizacja - musi poszukiwać, gdyż musi motywować swoje istnienie w społeczności. Mówiąc innymi słowami – twórcy teatralni, jako beneficjenci pochodzących z publicznych środków dotacji muszą na różne sposoby udowadniać, że są potrzebni.